Impact Festival/Tool Official Event, Tauron Arena Kraków, 11.06.

0
1572

 

MAGIA – czyli relacja z Impact Festival

Każdy ma jakieś marzenia. Ktoś marzy o wypasionej bryce, ktoś inny o podróży do najdalszych zakątków świata. Ja – świruś koncertowy – od kilku lat miałem jedno … TOOL.
Po wielu latach się udało. I to nie tak, że nie miałem możliwości zobaczyć ich wcześniej. Mogłem zobaczyć ich w Warszawie, w Katowicach – ale zawsze coś mi w tym czasie wypadało… a później wiadomo – długoletnia posucha. I tak człowiek czekał i czekał, ale wreszcie gruchnęła wieść. Będzie europejska trasa – a w tym koncert w Krakowie! Tym razem NIE MOGŁEM ODPUŚCIĆ!

Panowie wystąpili na Impact Festiwal, a ponieważ nazwa imprezy jasno sugeruje, że nie tylko oni zagrali swój koncert, chciałbym napisać kilka słów o innych zespołach, które dane mi było tego dnia zobaczyć. Od razu zaznaczam, że nie byli to wszyscy artyści.

1000Mods

Greków poznałem jakiś rok temu i od razu zakochałem się w ich pustynnych – stonerowych dźwiękach. Idealnie pasowały do krakowskiego występu. Mała scena ustawiona na zewnątrz obiektu, godzina 15.00 i … ponad 30 stopni w cieniu. Oj było parno i duszno. Również od ich muzyki. Zagrali króciutki secik, ale konkretny. Zaczęli od „Above 179”, później szybciutko „Low” i moje ukochane ”Vintage”- ależ te gitary brzmiały! Nie mogło oczywiście zabraknąć ich największego hitu (sic!) czyli „Super Van Vacation”. To był krótki ale bardzo konkretny koncertowy cios.

1000Mods Fot: Mariusz Jagiełło

Black Rebel Motorcycle Club

Widziałem, ale uczciwie muszę napisać, że nie znałem wcześniej ich twórczości. Swój „garażowy rock” zagrali jednak na tyle miło, że na pewno zapoznam się z ich twórczością. Dwa uzupełniające się męskie wokale oraz Pani perkusistka zdecydowanie mnie kupili.

Black Rebel Motorcycle Club Fot: Mariusz Jagiełło

Alice In Chains

Przeczytałem wiele negatywnych wypowiedzi po ich krakowskim koncercie i oczywiście rozumiem tęsknotę za Laynem, ale Moi Drodzy – William DuVall jest członkiem zespołu już od 13 lat! Nagrali w tym czasie trzy płyty, w składzie gra TRZECH muzyków pierwotnego składu – więc mają prawo używać tej nazwy. Koncert to typowa festiwalowa setlista. DuVall oczywiście nie ma charyzmy i siły wokalu Layne’a … ale tak uczciwie mówiąc, który współczesny wokalista ma? Staley był jedyny w swoim rodzaju i dajmy mu spoczywać w spokoju. A sam koncert? Poprawny. Set lista to praktycznie same hiciory + kilka utworów z najnowszej płyty „Rainier Fog”. Panowie zaczęli od „Them Bones”, później były między innymi „Dam That River”, „Again”, „No Exuses”, „Man In The Box”, a na zakończenie obowiązkowo „Would?” i „Rooster”. To nie był zły występ. Tylko oczekiwania przerastają ten zespół. DuVall to żywiołowy frontman, szalejący po scenie i szukający kontaktu z publicznością. Cantrell to nadal zajebisty gitarzysta, a sekcja rytmiczna naprawdę daje radę. Mnie ich występ w pełni zaspokoił – chociaż drugi raz widziałem ich jako support i chętnie wybiorę się w przyszłości na samodzielny występ.

Alice In Chains Fot: Mariusz Jagiełło

TOOL

Wreszcie główna gwiazda. Truskawka na krakowskim torcie. TEN ZESPÓŁ! Pod sceną duszno, tłoczno. Tool to wiadomo – zespół jedyny w swoim rodzaju. Maynard wycofany. Nie szukający kontaktu z publicznością. Poza kurtuazyjnym przywitaniem się, nie wypowiedział w stronę fanów ani jednego zdania. Ale on nie musi. Tool to świętość, religia. Jeśli jesteś ich fanem, wiesz co mam na myśli. Już pierwszy utwór ”Ænema” załatwił sprawę i zmiótł wszystkie wcześniejsze zespoły. Ten głos! Ta gitara Adama Jonesa, bas Justina Chancellora i gary Danny’ego Careya to magia. To jak muzycy uzupełniają się to wręcz ósmy cud świata. A to był dopiero początek, później przywalili „The Pot”, „Parabol” przechodzący płynnie w „Parabolę”. W trakcie koncertu zaprezentowali dwie nowości: „Descending” oraz „Invincible”. Muzyka Toola nigdy do łatwych nie należała, ale mnie momentami dwie „nówki” zamulały. Mam nadzieję, że po tych słowach nie znajdę w swoim łóżku odciętej głowy konia. Zobaczymy jak zabrzmią na płycie, która ukaże się już w ostatnim dniu sierpnia.

TOOL Fot: Mariusz Jagiełło

Wracając do setlisty były jeszcze „Schizm”, solo na perkusji Careya, z płyty „Undertow” „tylko” jeden kawałek „Intolerance” (osobiście wolałbym „Sober” albo „Prison sex”), „Jambi” – po którym nastąpił dla mnie najlepszy moment koncertu czyli „Forty Six & 2”. Bez oczekiwania na bisy od razu odpalili „Viciarious” i na do widzenia „Stinkfist”. Przed koncertem zastanawiałem się, którą wybiorą opcję – festiwalową czy „swoją”. Postawili jednak na pełny set. Różnica polega na tym, że na festiwalach „wyrzucają” „Parabol”, „Viciarious” oraz solo perkusisty, a na ich miejsce wskakują „Part of me” oraz „Sweat” … taka tam ciekawostka. Bardzo dobre wrażenie robiło nagłośnienie, chociaż mam wrażenie, że pod sceną wokal Keenana był jakby cichszy w stosunku do instrumentów – z opinii innych uczestników koncertu wynika, iż w dalszych sektorach było z tym lepiej. Osobną kwestią były wizualizacje – przepiękne – ale co się dziwić skoro taki Adam Jones był jedną z osób odpowiadających za efekty specjalne filmu „Terminator 2” oraz jest autorem większości Toolowych teledysków. Poza wizualizacjami była również przepiękna gra świateł. Człowiek naprawdę czuł, że przeżywa coś niezwykłego. To był RE-WE-LA-CYJ-NY występ. Czuję się w pełni zaspokojony. Marzenia się jednak spełniają.

P.S – Organizacja imprezy? „Evile Nation” jak zwykle „nie zawiodło”. Brak możliwości wnoszenia plecaków (depozyt 50 zł), cztery stanowiska z piwem i wręcz bitwy, żeby się po nie dopchać, niewielka ilość toalet na terenie obiektu – w czasie koncertu nie można było wychodzić z hali, przed którą były wystawione toi-toie. PARANOJA! „Uwielbiam” tę firmę.
No dobrze … plusik za kurtynę wodną. W tym upale naprawdę się sprawdziła.

Relacja i zdjęcia autorstwa Mariusza Jagiełły