RAMMSTEIN- „RAMMSTEIN” czyli nie oceniaj po…dwóch odłsuchach

Zrecenzować płytę Rammstein teoretycznie powinno być proste. Industrialny metal śpiewany w języku Beckenbauera, któremu hołduje niemiecki zespół jest od lat wizytówką tej kapeli i może poza „Reise Reise” jest wyznacznikiem każdej płyty.  Osobiście słucham ich od ukazania się „Sehnsucht” czyli od 1997 r.  i zawsze przy ukazywaniu się kolejnych albumów wiem co na nich znajdę ( poza wspomnianym „czerwonym” albumie ) i pomimo 10 letniej przerwy nie sądziłem aby Niemcy mnie czymś teraz zaskoczyli- myliłem się. Powiem tak gdybym tą recenzję napisał po dwóch, trzech przesłuchaniach byłaby to recenzja raczej krzywdząca  i niesprawiedliwa, zgadzałem się z tymi nie licznymi bardziej krytycznymi opiniami, które mówiły, że to co najlepsze ukazało się na singlach, że Rammstein złagodniał i że te 10 lat oczekiwania to czas stracony. Jak jest teraz kilka miesięcy po premierze albumu?

To, że ta płyta nie przebije Mutter czy Sensucht było wiadome od początku, ale za to udało się coś innego. Rammstein skłania nas do myślenia, do wsłuchania się „głębiej” w dźwięki zawarte na krążku. To już nie jest tak, że puszczamy płytkę w samochodzie na S8, tupiemy nóżką, dostajemy kolejne punkty karne, a i tak się cieszymy bo leci marszowy Links czy Pussy. Nie, tak zareagujemy jedynie przy wspomnianych singlach, które najbardziej nawiązują do chlubnej przeszłości, „Deutschland” „Radio” czy ”Ausländer” to kawałki które spokojnie mogły by się znaleźć na jednej z pierwszych trzech płyt, ewentualnie na ostatniej. Z kolejnymi już tak łatwo nie ma. W „Zeig dich” mamy chóry rodem z Omenu co daje jeszcze naprawdę ciekawy klimat. Jednak  trzy utwory następujące po kawałku numer cztery są dla mnie słabsze a jeden wręcz tragiczny. Jeżeli jeszcze „Sex” czy „Was ich liebe” ( słychać echa ballad z Rosenrot ) mogą się podobać swoim klimatem to piosenka pt.” Puppe” jest jak dla mnie nie do słuchania. Till próbuje recytować i dziwnie akcentować w refrenie co daje efekt pijaka, którego sonda uliczna zaprosiła do mikrofonu aby wylał swoje frustracje na temat niepowodzeń w życiu. Ten utwór jest jednym z najsłabszych w całej dyskografii, a leży w nim wszystko od melodii zaczynając. Na szczęście w drugiej części albumu robi się ciekawiej.  Miniaturka w postaci „ Diamant” jest po prostu ślicznie, przygnębiająca, bohaterem tego kawałka jest klawiszowiec, który stworzył uroczo jesienny klimat. Na duży plus wspomnę jeszcze „Tattoo” które po kilku spokojniejszych numerach, przyśpiesza w bardzo dynamiczny sposób.  Patrząc całościowo pierwsze co pomyślałem i zdania nie zmienię to, że układ utworów działa na niekorzyść płyty. Na poprzednich albumach też single znajdowały się w pierwszej połowie albumu ale nigdy nie było do czynienia aby pod rząd było tak dużo utworów w wolnym tempie, Od „ Sex” aż do „Tattoo” mamy same spokojniejsze numery. Druga sprawa produkcja. Według mnie jest to album gdzie gitary są schowane w tle, wiadomo „Rosenrot” też był spokojniejszy ale jak już gitary przyp…y to czapki z głów tutaj brakuje tego wzmocnienia. Pomimo tych kilku uwag uważam, że płyta jest dobra. Jak nie nastawiamy się na same „Du Hasty” i inne „Americy” a lubimy klimaty a’la „Spring” czy słynny kawałek o Paryżu z ostatniego krążka „Liebe…”to powinniśmy polubić „Rammstein”. Ja podszedłem podjarany  „Radiem” i Deutslchandem” i oczekiwałem, że cała płyta będzie w takich klimatach, gdybym nie robił tych założeń szybciej by mnie oczarował taki „Diamant” i wczuł bym się w apokaliptyczne „Zeig dich”.  Nie będę pisał tych wszystkich uwag ile to trzeba było czekać, po co w każdej recenzji to znajdziecie i nie wnosi  niczego do samej muzyki zawartej na krążku, bo ani zespół nie zaczął grać w innej epoce muzycznej ani sami muzycy nie zmienili swojego podejścia do twórczości, dla mnie ta płyta tak samo mogła wyjść w 2010 r.

Jaka ocena? Płyta „bezpieczna”, CI co dorastali z Rammstein od początku  ich twórczości zrozumieją i docenią ta płytę, Ci co zapatrzeni są w „Pussy”, Du  Hast”, „Links 2,3,4” czy „America” będą musieli więcej czasu poświecić tej płycie, a to że warto to chyba nie muszę dodawać w końcu to ewenement na muzycznej mapie świata.

Mocne 4+

Ireneusz Sikorski

Najnowsze artykuły

Powiązane artykuły