Garota | Z mieczem na gwiazdy… | Recenzja

0
115

Już parę dobrych miesięcy temu dostałem od Grega z 𝐺𝑜𝑑𝑧 𝑂𝑣 𝑊𝑎𝑟 𝑃𝑟𝑜𝑑𝑢𝑐𝑡𝑖𝑜𝑛𝑠 kilka albumów do recenzji.

Zakopałem się jednak pracą tak skutecznie, że do większości z tych albumów nie przysiadłem nawet na chwilę. Ostatnie miesiące nie sprzyjają spędzaniu czasu na spokojnym słuchaniu płyt CD. Jednak także od tej reguły istnieje wyjątek. Udało mi się znaleźć jeden wieczór, który postanowiłem wyrwać z nieprzyjemności życia codziennego i wybrać się w podróż przez… no własnie, przez co? Jak się okazało była to droga przez gwiazdy.


Wybór padł na ostatni album Garota. Zespołu słucham od wydania EP “Najstarszy zawód świata” w 2021 roku. Przyznać muszę, że ich druga płyta (poprzedzona LP “Czarne wizje” i splitem z zespołem Scrüda) zaskoczyła mnie już samym tytułem. Zdawał się nie do końca pasować do wizji, którą kojarzyłem z tym tworem muzycznym. Po dokładnym zapoznaniu się z muzyką zamkniętą na tym 36-minutowym krążku muszę jednak stwierdzić, że nowo obrany kierunek jest jednak daleko co i blisko “Czarnych wizji”. Dominuje tu swąd trupa i brak nadziei, i to nie podlega żadnej dyskusji.


“Piekielna sfera niesie mnie w sobie, w otchłani, do celu – tak widzę swą drogę”. Tymi słowami otwiera się jedna z linijek pierwszego utworu na albumie. Równie dobrze tymi słowami mógłby się skończyć. To co dzieje się dalej to obraz osobistej tragedii, krzyku w nicość, niewiarygodnego bólu i walki pomimo przeciwności, walki którą naznacza nieustanne marzenie o złożeniu broni, o ukojeniu w śmierci. Najbardziej uwagę moją zwrócił jednak utwór “Posiądę Cię jak żywą”, który miesza w sobie erotyzm, obsesję, śmierć, dziką żądzę: obraz kobiety jako czegoś żywego i martwego jednocześnie. Obraz niebywale obrzydliwy, a jednocześnie fascynujący, od którego nie można oderwać uwagi. Makabryczny taniec w który zespół wprowadza odbiorcę, jest jednym z tych, których nie da się przerwać. O dalszych tekstach, mógłbym rozpisywać się godzinami, de facto przywołując tutaj we fragmentach ich zdecydowaną większość. Trudno jest bowiem nie znaleźć czegoś wyjątkowego w niemal każdej linijce. Pozwolę więc sobie zabrać Was jeszcze do tekstu “Hades już czeka” i pozwolić Wam odkrywać dalsze teksty samemu.

[Tutaj pisałem jakąś opowieść o swoich odczuciach, budowaniu klimatu i smutnej drodze podmiotu lirycznego, ale po godzinie przeczytałem to i uznałem, że znacznie lepiej odda to wszystko cytat z tekstu, niniejszym więc załączam go poniżej].

“Za kometą na niebie wyruszam w nieznane
zamroź mi serce, śmierci oddane
Z kometą nad sobą, przepełnia mnie błogość
Hades już czeka, Hades jest mną!”

Jeśli natomiast teksty kreują obraz świata, muzyka ten świat ugruntowuje i czyni go jeszcze bardziej zimnym, surowym. Gitary na “Z mieczem na gwiazdy…” są mroczne, pełne przesteru, a szarpane riffy i zmiany tempa budują dramaturgię. Są momenty, w których słychać archaiczną szorstkość – co tylko potęguje klimat – ale też fragmenty melodyczne, które tworzą uspokajające (a może bardziej: oddechowe) przestrzenie między partiami, które wwiercają się prosto w zbolałą czaszkę. To nie jest monotonne bombardowanie – są przestoje, są zmiany, są pauzy, które pozwalają poczuć ciężar następnych uderzeń.

Kluczowa jest też rola perkusji. Witchfucker dostarcza blastów, galopujących rytmów, momentów, kiedy tempo wali jak szaleńcze, ale podobnie jak czynią to gitary, także zwolnień budujących napięcie. Cały klimat albumu jest ciemny, chłodny i pusty niczym kosmiczna otchłań, przeciw której wyruszają muzycy – zarówno dzięki tekstom, jak i produkcji. Nie jest to ultra‑sterylne brzmienie, lecz raczej surowe, rozmyte momentami, pełne szumu, brudu, co w black‑thrashowym kontekście działa bardzo dobrze. Słychać ducha starych płyt, ducha undergroundu, ale ze świadomością ambicji – brzmienie jest czytelne, instrumenty się nie zlewają, gitara i perkusja potrafią w miksie się wyróżnić, a basem podtrzymywać całość. Co jednak z albumu wynika? Cóż, odpowiedzieć należy cytatem:

“Kto szuka spokoju, ciszy, łagodności, znajdzie to wszystko na cmentarzu, ale nie w życiu”.
A z kogo to cytat “no to już wykształceni ludzie na pewno pojmą”.

Z mieczem na gwiazdy… to album, który wciąga, mrozi żyły i nie odpuszcza. Garota udowadnia, że ekstremalny black/thrash w Polsce nadal ma potencjał. Ten album to triumf atmosfery, mroku, poezji i agresji splecionych razem w spójną całość.

Album oceniam bardzo wysoko – to jedno z lepszych wydawnictw 2025 w polskiej scenie ekstremalnej, które pokazuje, że Garota ma jeszcze wiele do powiedzenia, i robi to z wyraźnym charakterem. I tak, ta ocena jest nieobiektywna. Idźcie słuchać czegoś innego, jeśli Wam się nie podoba.

Autor: Bartosz Musiał