Man of moon i Twilight sad – Warszawa, Hydrozagadka 7.11.2019 – Recenzja koncertu.

0
531

9 listopada 2019, wybraliśmy się z redakcji na koncert „Twilight Sad”, młodej kapeli z Szkocji o której wśród fanów muzyki post-punkowej jest głośno.  Hydrozagadka tego dnia była wypełniona po brzegi, ludzie ubrani na czarno, z kolorowymi włosami zaraz obok „cywili” czekali z niecierpliwością w oczach i piwem w rękach na występ gwiazdy, którą mogli wcześniej zobaczyć kiedy otwierali koncert The Cure lub na OffFestiwal. Koncert otworzyli dwaj przyjaciele  z formacji „Man of Moon” i jakkolwiek z powodu zawodu często oglądam suporty, to przeważnie jednym uchem. Tym razem jednak chłopaki mnie zaskoczyli, nie tylko dlatego, że mam bardzo duży szacunek do artystów którzy nie sprzedając się komercyjnie walczą przekazanie widowni pewnych emocji i przeżyć. Głównie dlatego, że od pierwszego uderzenia w perkusję na sali parkietowej nastrój się zupełnie zmienił, rozmowy ucichły a w moje głowie rozległ się głos „To będzie dobre!”. Pierwszy utwór instrumentalny, który miał wyłącznie pokazać gdzie zabierają nas muzycy w następnym już wszedł wokal. Wtedy zaczęła się dziać magia przechodząc przez nuty, wydawało się jakby obaj wokaliści (tak obaj! Perkusista też śpiewał) starali się dotrzeć do trzewi ludzkiej duszy, co jest tak typowe dla tych gatunków muzycznych a tak łatwe do zamienienia w pastisz. Man of Moon wyszli z tego obronną ręką, wspomagani przez syntezator budowali klimat, klimat mroczny, klimat wrażliwy, klimat mistyczny. Do tego stopnia byliśmy oczarowani nimi, że z Łucją cały czas podkreślaliśmy muzykę zdaniami „ciarki chodzą po ciele” lub „poszlibyśmy na fajka i po piwo ale nie chce wychodzić”. Niestety w ich muzyce brakuje jeszcze kilku rzeczy, dotkliwy był brak klawiszy na żywo oraz niezbyt dobrze zrealizowany dźwięk, jednak to są jedyne zastrzeżenia które do nich można mieć. Zastanawiające jest co będzie z nimi dalej, mają pomysł na siebie i mają talent. Tak samo jak gwiazda wieczoru.

 

Jednak Man of Moon, byli niejako wyśmienitą przystawką którą można się było najeść zanim przyjdzie główne danie. O 21 światła w klubie zgasły a z głośników zaczął płynąć jednostajny bit wspierany przez lekką gitarową aranżacje. Wszystkie oczy skierowały się na scenę, jednak muzycy nie pokazali się. Patrzyłem po twarzach ludzi którzy nie ukrywając zaskoczenia i czekali z błyskiem w oku. Wreszcie gwiazdy weszły na scenę, magiczna piątka przewrażliwionych szkotów prowadzona przez Jamesa Grahama który po pierwszych słowach odkręcił mikrofon od statywu, który następnie rzucił na ziemie jak przeszkadzający śmieć. Magia Twilight Sad się zaczęła, tutaj jest inaczej bardziej mistycznie, bardziej magicznie, bardziej uczuciowo niż na wielu koncertach rockowych. Nie było chęci do skakania i tańczenia, była chęć do wczucia się. James Graham i muzycy nie starali się na siłę budować kontaktu z nami, który jednak był. Przypominał on raczej aktora na scenie podczas dramatu Shakespearowskiego, który będąc jak jedna wielka emocja wciąga widzów w przesączone poezją teksty. Na twarzy wokalisty pisał smutek, miłość, gniew i każde uczucie o którym w tym momencie śpiewał odczytywalne nawet z kącika jego ust. To była siła i energia, my nie mieliśmy tańczyć my mieliśmy przeżyć coś na wzór greckiego katharsis. Ci artyści mają dziwne podejście do sprawy, tak jak na wielu koncertach mamy się cieszyć solówkami i wirtuozerią muzyczną, tak tutaj wydawało się, że muzyka schodzi na drugi plan. Ba! Wokal schodzi na drugi plan! Liczyły się przeżycia i emocje, które muzycy dostarczają poprzez swoje instrumenty. Niestety po mniej więcej godzinie (koncert trwał około 1 godziny i 15 minut), czuć już było zmęczenie przebijające się przez instrumenty. Co prowadziło do poczucia, że zaczynają przynudzać. Tak jak weszli na scenę tak i zeszli, nie było bisów, ukłonili się i zeszli. Emocje opadły jak kurtyna, a twarze ludzi stały się jakby lepsze.

Trudno opisać to co wydarzyło się w Hydrozagadce. Magia Twilight Sad właśnie na tym polegała, na wzięciu dusz i serc ludzi a następnie wstrzyknięcia w nich lekarstwa.

Tekst Kacper P.

Fot Łucja Montar

>Pełna Galeria<