Koncert człowieka, który śpiewa że nie chce iść pod wiatr – Krzysztofa Zalewskiego.

0
266

Ja nie chciałem iść na piechotę, ale ostatni kilometr musiałem po tym jak wysiadłem z tramwaju, w którym o 19:34 z Wrocławia na OLX zakupiłem bilety na koncert Krzyśka. Znajoma, która namówiła mnie dzień wcześniej, już tam była na swoich lamerskich trybunach. Lamerskich bo ja bilety kupiłem na płytę.
A gdy sympatyczna koleżanka spytała się ile chce biletów i powiedziałem, że wystarczy jeden, to powiedziała że dostanę drugi w prezencie. Prezentem również było to jak z satysfakcją mijałem osobę z kartonem „bilet, płyta, 200 zł”, gdy sam swoje konto odchudziłem o 80 zł za dwa. Musiało wtedy być Matki Boskiej Olx’owej.

Więc dzwonię do znajomej, żeby zeszła na dół bo święta zaczęły się tydzień wcześniej i mam dla niej bilet, by pastuch mógł podziwiać jego Zalewskość i opalać się w jego blasku z bliska. Hehe

Zabawy był czas zacząć, choć koncert miał tytuł „Koniec Zabawy”, dlatego że Krzysiek wybiera się po tej imprezie na artystyczną przerwę.
Zabawę zaczął płytą „Zabawa” i zaśpiewał ją praktycznie w całości. Był to bardzo wpadający w ucho Pop Rock, do którego nie było pogo, ale było tańczenie. Co cieszyło oko.
Kolejnym prezentem tego wieczoru, było to że zawitał nie kto inny jak Dawid Podsiadło. Była naturalnie zaśpiewana przez nich w duecie sławna piosenka „Początek”. Krzyśkowi na scenie towarzyszyli przy wybranych utworach również Waluś oraz Igo.

W piosence „Jaśniej” śpiewa „musimy błyszczeć! Musimy nadejść.” i rzeczywiście błyszczał bo był ubrany przez cały koncert w różne ciuchy, i wszystkie błyszczały, outfit zmieniał pół tuzina razy spokojnie.
Zatem Jego Najjaśniejszej Zalewskości z dużym powodzeniem ale i wsparciem udało się „Rozpalić masę”. W sensie bez kitu, to był bardzo dobry koncert
W przerwach między utworami, Krzysiek mówił jak będzie bardzo tęsknił za słuchaczami, i żeby pisali do niego bo chcę się z nami kolegować.
Było to rozbrajające i pocieszne bardzo przyjemne i dawało wyjątkowe uczucie kontaktu publiczności z artystą. Kontaktu „bardziejszego” niż na innych koncertach.
Był też nawiązany kontakt z twórczością Ameryk, w wypadku północnej był to utwór Beyonce – „Halo”. Kontakt z twórczością drugiej Ameryki miał nas zaskoczyć później.

Wyjątkowy sposób w jaki był szczodry w serdeczność był ujmujący, to że ktoś potrafi być zajebisty, a przy tym skromny cieszy serce i maluje na twarzy uśmiech. Nie tylko znajoma obok mnie się uśmiechała od ucha do brzucha, ale generalnie panowała bardzo pozytywna atmosfera w tłumie, który przynajmniej w połowie składał się z kobiet i było bardzo dużo tańczących osób, nie tylko kobiet 😉

Gdy Krzysiek kończył koncert wzruszającą piosenką „Miłość miłość” pary się obejmowały i całowały, dosłownie było „Love is in the Air!” Jakiś fenomen. I zostawił nas nasyconych z całą pewnością ale również z nutką nostalgii …
Światła pojaśniały a ludzie zaczęli wychodzić…

A po minucie JEB!
Wjeżdża ON… cały na biało (koszulka akurat w srebrne cekiny) Krzysiek na wiośle z Robertem Gajewskim i grają Sepulture!
Niczym armia ruskich szpiegów, odpaliły się metale i kryptometale i head-banging.
Śpiewają we dwóch „Roots! Bloody Roots!” W prawo w lewo z kudłami po scenie lata Robert, a Krzysiek napieprza głową jak rasowy metal gwałcąc gitarę ręką.

Miła niespodzianka z akcentem z Brazylii i ciekawie zobaczyć Krzyśka w takiej odsłonie, który dokończył koncert między innymi utworem „Polska”. Otrzymał też platynową płytę jako nagrodę za twórczość, z którą na ten czas chwilowo się rozstaje.

Po koncercie, zaszczycił fanów możliwością zrobienia sobie z nim zdjęcia, z której sam też skorzystałem.
Piękna pamiątka z pamiętnego wieczoru.

Relacjonował: Lux Perpetua

Specjalne podziękowania dla osoby, która namówiła mnie na ten koncert.